horror, horror (2): antychryst

Posted on 7 października 2009
[ytorbit]Z5tKBGcWQZE[/ytorbit] Recepcja filmu zależy od stanu, w jakim rzeczony film przyjmujemy, a kiedyś byłem w takim, że uznałem „Gulczas, a jak myślisz” za coś całkiem zabawnego. Może gdybym obejrzał „Antychrysta” bez wódeczki z kolegą Urbaniukiem zwyczajnie rzecz bym wyłączył, tak przetrawiłem i nie wiem po co – czegoś tak kompletnie nieudanego, źle nakręconego i fatalnie zagranego dawno nie widziałem. Zdjęcia są piękne, zgoda, ale już zachwyty nad aktorstwem spiętego Defoe wydają się mocno przesadzone. Czy oni nie mogli znaleźć ładniejszej pani? Walorem, zdaje się ma być atmosfera niedopowiedzenia, tu konkretnie sprowadzająca się do kwestii, że nie wiadomo o co chodzi, człowiek siedzi i myśli, czy czegoś nie przegapił. Odpowiedź: nie ma co szukać, w „Antychryście” brak jakiejkolwiek treści, to bezładne ślizganie się po wodzie najtańszej symboliki, pozbawione jakiegokolwiek sensu. Myślałem, że kino jest władne wyleczyć się z Freuda, tymczasem pan von Thier najwyraźniej przeczytał streszczenie „Objaśnienia marzeń sennych” i nawet nie udaje, że rozumie. I jeszcze podkręcanie całości bezsensowną brutalnością i tanim porno, na jasną cholerę ten pretensjonalny wstęp w czerni i bieli, dziecięce pac z okienka i detal z rupu-tupu? Defoe ma jazdę na kino awangardowe, jemu akurat wolno, tylko nie rozumiem na jakiej podstawie von Thier doświadczył mentalnego oralu ze strony krytyki w Cannes, czemu ten film w ogóle jest komentowany i pchany na arcydzieło, w ogóle nic nie rozumiem i nie wiem jakim cudem nakręcono taki bezsens. Ten film nie jest trudny tylko durny, żaden to horror, lecz trochę mgły i ucięta łechtaczka i żaden dramat pary ale tępe zaciskanie szczęki. Gdyby młody twórca grozy spróbował sprzedać ten scenariusz, zleciałby ze schodów, choć żyjemy w świecie, gdzie ruszyła już preprodukcja siódmej „Piły”, więc ja tez domagam się odrobiny sprawiedliwości: w tym wypadku von Thiera obijającego się o stopnie.