niepalonko
Nie mam siły wdawać się w spory i przytaczać argumentów na rzecz idiotyzmu rzeczonego zakazu. Już to robiłem. Ograniczmy się do smutnej konstatacji, że my, palacze sami jesteśmy sobie winni. Należało powtórzyć, na nasz użytek, agresywną retorykę barbarzyńców zdrowia, wrażliwych nosków, czyli wrzeszczeć ile sił i gdzie się da, że papierosy to wspaniały wytwór cywilizacji, a niepalący są głupi. Zwiesiliśmy główki zamiast wychwalać palenie (ja nie, z czego rozpiera mnie duma) i jest to co jest. Idąc przez Kraków wieczorny widziałem grupki palących przed knajpkami i doszedłem do wniosku, że bitwa polsko-polska zyskała nowy front. Na peta wychodzi się raczej kolektywnie, bo mało kto przybywa do knajp samotnie. W grupie rodzi się rozmowa. Im więcej ludzi, im później – tym ona głośniejsza. Nad knajpą mieszkają ludzie, już wcześniej nieszczęśliwi z takiego sąsiedztwa, teraz zapewne wściekli jak trepy na nocnych ćwiczeniach. A pierwszy, imprezowy weekend w nowych warunkach dopiero przed nami. Jak to się skończy, wiadomo: podsyceniem konfliktu między knajpą a lokatorem wyżej. Nie znamy jeszcze jej wyniku, bo i niełatwo wskazać, kto tu ma rację. Trudno oczekiwać, że człek, wygnany na ziąb zarządzeniem wrażliwego noska jeszcze stuli gębę, zwłaszcza w towarzystwie znajomych. Nocą na ulicy nie wolno się wydzierać, grać na trąbce, ale chyba rozmowa jest dozwolona. Ile osób naraz się rozgada? To zależy, pewno sporo. Rozumiem w tej sytuacji nieszczęsnego lokatora, jego rozpacz – która pchnie go ku każdemu rozwiązaniu celem przywrócenia ciszy. Jak to rozgryziecie? Celem uczynienia świata lepszym, zawieszono w powietrzu kolejną awanturę i tylko czekać, aż ten wisielec zleci z tego sznurka na łby przypadkowego społeczeństwa. Jest jednak nadzieja. Doniesienia Wyborczej wskazują, że widziałem źle i ludzie mają ów zakaz w czterech literach. Takiego obywatelskiego nieposłuszeństwa właśnie oczekuję.
Od dzisiaj proszę do mnie mówić „wrażliwy nosek”
Odpowiedz
Jestem niepalący, jakoś nigdy mnie szczególnie do tytoniu nie ciągnęło, choć zdarzało się spróbować – wiadomo imprezy rządzą się swoimi prawami… W każdym razie jestem przeciwny zakazowi. Oczywiście nie przepadam za dmuchaniem dymem w twarz, znam też wszystkie korzyści płynące z niepalenia, ale bardziej niż zapach fajek irytuje ograniczanie swobód obywatelskich. Mówię takiemu postępowaniu nie! Jeśli ktoś lubi palić, dobrze się z tym czuje, rozumie skutki negatywne, to czemu mu zabraniać na siłę? Jego życie, jego wybór, niech się rząd od tego odpieprzy i zajmie poważniejszymi sprawami.
Jeśli rozmowy faktycznie się przeniosą na zewnątrz, to z przyjemnością będę biegał za palaczami na dymka, wolę chłonąć klimat, dać się wciągnąć w dysputę ciekawą, niż kręcić nosem, że śmierdzi.
Odpowiedz
Zapraszamy do Katowic:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8670201,Klub_Wielbicieli_Tytoniu_sposobem_na_obejscie_zakazu.html
Odpowiedz
Byłem w Anglii, gdy wprowadzano ten zakaz. Nikomu łba nie urwało, ludzie się nie kłócili. Zabawne potem było jedynie bywać w pubach, gdzie oddzielone były sale od siebie dla palących i niepalących i jedyną pozostałością była potem pamiątkowa ściana i osobne wejścia. Wychodząc na zewnątrz ludzie też na ogół potrafili uszanować sąsiadów. Rany, sam mieszkałem z 20-30m od pubu, więc może nie nad, ale dosyć blisko (choć w sumie nie wiele dalej miałem do dwóch innych oraz otwartych do późnej nocy, tudzież wczesnego poranka, małych „restauracyjek” – kebab i te sprawy). A znajomych miałem wówczas i palących i niepalących. Jak ludzie chcą, to zaakceptują to i tamto. Przez wiele lat akceptowano palenie, więc czemu dla odmiany nie zaakceptować zakazu palenia? Ograniczenie wolności? A paląc i później jednak niszcząc w pewien sposób ubrania, czy to bezpośredni czy pośredni (śmierdzą i tyle, zamiast prać nawet po dwóch ubraniach, pierze się od razu), czy ogranicza się swobodę niepalących? Rany, w Anglii jest o tyle „gorzej”, że nie można nawet wydzielić sali dla palących. Choć pewnie nie tylko u nas każda decyzja, lepsza lub gorsza doprowadza do wytaczania piany, dział, wyzwisk i dziadków z Wermachtu. Do tego zbierze się jeszcze ktoś, kto będzie tylko kręcił „a nie mówiłem” głową, a na koniec pojawi się wisienka na tym cudnym torcie z wygrawerowanym „wszystko źle”.
Odpowiedz
Oj, wrażliwy nosek? Jestem uczulona na dym tytoniowy, zdarzają się dni, gdy po prostu się duszę. A do klubu/pubu sobie pójść lubię. I co, mam zostać skazana na banicję ja, uczulona na śmierdzącą trutkę? Czy palacze mają się niebywale poświęcić i na dymka wyjść na zewnątrz? 😉
Odpowiedz
Szu, a nie mogłyby być knajpy i dla jednych, i dla drugich? Wszak Tobie nikt do takiej dla palących chodzić nie każe, a mnie do takiej dla niepalących owszem…
Odpowiedz
Myślę, że napięcie może wzrosnąc także wewnątrz knajpy. Taki wieloletni palacz, który zostaje odstawiony od filtra jak niemowlę od sutka, może zrobić się dość nerwowy i wyjść na zewnątrz dopiero na rękach ochroniaży. Ja jak sobię nie zapalę to jakiś taki nieprzyjemny jestem, zupełnie jak bez śniadania. A nie bardzo widzi mi się to kopcenie z drugiej strony drzwi. Pozdrawiam
Odpowiedz
Hm, po sobotniej rundzie po krakowskich knajpach jakoś tragedii nie widzę. W Bunkrze, na ten przykład – trzy stoliki dla niepalących – reszta po staremu.
Odpowiedz