horror, horror (25): Paranormal activity 2
Pierwszą część obejrzałem z przyjemnością. Ba, raz nawet się przestraszyłem. Filmów mockumentary” (tu raczej „fake home video”) jest na tyle niewiele, że każdy zachowuje świeżość. Tę konwencję, ten sposób kręcenia uważam za najwłaściwszy dla nowoczesnego horroru, ze względu na zmniejszenie dystansu pomiędzy dziełem i odbiorcą. Potwór jest jakby bliżej. Dwójka „Paranormal…” przynosi rozczarowanie, warto jednak o niej wspomnieć przynajmniej z dwóch, czysto technicznych powodów. Akcja nie rozgrywa się przed wydarzeniami z jedynki (wówczas mielibyśmy prequel), nie po nich (nie jest sequelem), lecz w trakcie, dopowiadając i wyjaśniając znane już wydarzenia. Gdyby oba filmy zmontować, mielibyśmy jeden długi i spójny. Może tak należało zrobić? Część pierwsza była sympatycznym straszydłem, ale nie znów tak wspaniałym, bym wszystko zapamiętał, co znów skazało mnie na gubienie się w domysłach i niewiedzy. Teraz, podczas kolejnej odsłony opowieści o nawiedzonym domu (nawiedzonej maniurce) w największe zdumienie, miast widma, wpędziła mnie praca operatora. Gdyby nie wyraźny sygnał, że kamerę dzierżą kolejni bohaterowie, myślałbym, że mam do czynienia z normalnym, niskim budżetem kręconym z ręki. Żadne to mockumentary (fake home video), tylko coś znacznie ciekawszego. Mockumentary udaje film dokumentalny, tu jednak mamy do czynienia z filmem niskobudżetowym udającym mockumentary, które, jak już wiemy, udaje film dokumentalny. W takim zamieszaniu, wiadomo, blakną nawet upiory.
[ytorbit]j399fd3xV94[/ytorbit]