horror, horror (27): Krzyk 4

Posted on 4 maja 2011


Widziałem w kinie i dobrze się bawiłem. Film nakręcony przez faceta na progu starości emanuje niemal młodzieńczą energią. Ogromna w tym zasługa błyskotliwego scenariusza Kevina Williamsona i dobrej pracy aktorów ze wskazaniem na Hayden Panettiere kradnącej cały show bardziej doświadczonej ekipie. Dziewczyna chwycona nawet kątem kamery wypełnia sobą kadr, tylko ją widzimy, ale i Craven radzi sobie niezgorzej. Wszystko rozplanowano wedle oczekiwań, nawet obowiązkowy twist w finale zdoła zaskoczyć, jeśli odpowiednio się rozleniwimy, to znaczy, wbrew założeniom filmu widzowi nie przyjdzie rozsupływać fabułę nim ta dobiegnie końca. Nie dziwię się ciepłemu przyjęciu czwartej odsłony. Podczas seansu nie chciałem uwierzyć, ze tyle lat upłynęło od pierwszego epizodu. Skoro przy latkach , to trzeba temat podrążyć. Wes Craven jest reżyserem bardzo szczególnego rodzaju, gotów jestem uznać, że nawet jedynym w swojej lidze. Nie znam innego, któremu od dwóch dekad wychodzą wyłącznie wariacje na temat własny. Toż już „Nowy koszmar…” był autotematyczną zabawą we Freddy’ego Krugera, którego Craven przecież stworzył i antycypował późniejszą grę gatunkiem, znaną z pierwszego „Krzyku”, potem panienki wrzasnęły znowu, teraz już czterokrotnie. Jakiekolwiek próby wyjścia Cravena poza Cravena kończyły się klęską („Red Eye”, Przeklęta”) ewentualnie totalnym pogromem („Zbaw mnie ode złego”). Wyobrażam sobie teraz dwudziestą część „Krzyku” robiącą sobie jaja z osiemnastej, zapowiadając jednocześnie powrót do korzeni w odsłonie jeszcze następnej, co jest całkiem możliwe, gdyż pan Craven jest jak Skaldowie, nie odpuści, kręcić będzie do końca. Poza tym slahsher, w ogóle kino grozy należy do zjawisk o najprostszych i najbardziej czytelnych regułach. Stąd, tworzenie kina autotematycznego nie stwarza większych trudności.
[ytorbit]UlaZfOiGaCU[/ytorbit]