Tydzień z głowy (338)
Przedstawiciel klasy próżniaczej
Przedstawiciel klasy próżniaczej nie chodzi do pracy, nie zajmuje się handlem i nie prowadzi działalności gospodarczej. Nie posiada też rodziny, a jeśli ma dzieci, to je opuścił.
Nominalnie przedstawiciel klasy próżniaczej wykonuje jeden z zawodów wolnych, a nawet wyzwolonych od wszystkiego, łącznie z rozumem i rzemiosłem. Jest dziennikarzem, reżyserem, aktorem, muzykiem albo i pisarzem. Wymieniam te profesje, żeby inni przedstawiciele klasy próżniaczej zrozumieli, że chodzi właśnie o nich.
Przedstawiciel klasy próżniaczej zajmuje się jakąś aktywnością, którą zwykł nazywać pracą, jakże błędnie. Jeśli jest dziennikarzem, dokonuje spolszczenia i kompilacji newsów z zachodnich stron i portali. Jako reżyser zwisa na oparciu krzesła, kręcąc odcinek serialu, czy czegoś podobnego. Pisarz klepie w litereczki, aktor udaje kogoś, kim nie jest, i tak dalej. Wieczorem wszyscy są tak umęczeni tym wysiłkiem, że muszą się napić.
Na przedstawiciela klasy próżniaczej, wraz z rozwojem jego kariery, spada coraz więcej przykrych obowiązków. Musi chodzić na kolacje z dyrektorami państwowych instytucji zajmujących się kulturą, śniadania jada ze sponsorami, nieustannie też poszukuje towarzystwa innych przedstawicieli swojego zawodu. Bywa na rautach, premierach filmowych i teatralnych, odwiedza też kabarety. Nie jest to jednak dla niego przyjemność, lecz praca. Tak też uważa. Bezinteresowną szczerość okazuje paniom ze sklepu spożywczego i dilerom kokainy. Zajęcie, któremu oddawał się wcześniej – granie, pisanie, reżyserowanie – ulega minimalizacji, a później zanikowi.
Im wyżej znajduje się w hierarchii próżniaczej, tym bardziej jest umęczony. Zyskuje też na mądrości. Choć chata gnoja, w której się narodził, wciąż stoi i ma się dobrze, przedstawiciel klasy próżniaczej doskonale zna się na ekonomii i kwestiach społecznych, lubi mówić o wartościach i wie, na kogo zagłosuje. Nauki ścisłe szły mu gorzej, ale zaprenumerował sobie „Focus” na iPada i może robić za eksperta w telewizji albo przy kawiarnianym stoliku.
Stan wewnętrzny przedstawiciela klasy próżniaczej jest przedziwną mieszaniną samopogardy i samozachwytu. Czuje, że jego życie w porównaniu z życiem człowieka wykonującego jakiś inny zawód jest niepełne, oszukane i kruche. Jednocześnie pławi się w wolności, a jego serce pompuje krew rozcieńczoną przez komplementy. Nienawidzi siebie i jednocześnie uwielbia. Proporcje są zmienne. Zależą od charakteru, ale i stopnia odurzenia.
Przedstawiciel klasy próżniaczej niczego światu nie daje i nie jest nikomu potrzebny. Jednocześnie sądzi, że świat powstał tylko po to, by dawać mu ognia. Jest jednak tylko pianą na wodzie życia. Kanarkiem w klatce, który zdechnie, gdy tylko Jaśnie Państwo wyjadą bądź zostaną wypędzeni. Jeśli wybuchnie wojna, zginie pierwszego dnia walk albo zostanie szmalcownikiem.
Dla przedstawiciela klasy próżniaczej istnieje tylko jeden ratunek. Musi zrozumieć, kim jest – przedstawicielem klasy próżniaczej właśnie. Niech zrozumie, że nic nie rozumie, że jego praca nie jest pracą. Po prostu miał szczęście i nie musi dymać do roboty. A jednak gada, wywyższa się, bryluje.
Bracia w próżniactwie! Nie zazdroszczę wam sukcesów, popularności ani pieniędzy. Mam swoje. Ale, kurwa, stulcie głupie ryje, bo rzygać mi się chce, jak was słucham i czytam. Zajmijcie się życiem próżniaczym i niczym więcej. Matka was, kurwa, pokory nie nauczyła? Kiedyś zrobi to życie.
Pozwolę sobie zauważyć, iż znacznie więcej zawodów wpisuje się w tę grupę niż tylko wymienione powyżej. Nie wyróżniajmy jedynie tych, którzy jak koszula „bliżsi są ciału”. Skurwienie za kasę, dragi i głośne pięć minut jest zjawiskiem powszechnym i społecznie akceptowalnym. Trudno bowiem o odrzucenie dla praktyk stosowanych przez ogół. Tłum ma zawsze rację.
Idąc dalej tym tropem należy zastanowić się kto nie nadstawia tyłka dla paru groszy. Rychło okaże się, że wszyscy to robimy. A skoro tak, to niechże się to skończy skoro uwiera! Samo się to jednak nie zdarzy – potrzebni są piewcy. Na przykład pisarze.
Sam pisał nie będę bo nie umiem. Poproszę więc Pana, Panie Łukaszu o wytyczne dla zainteresowanych tą rolą – jak wyjść z gówna stojąc w nim po pachy?
Odpowiedz
Czasami zdaje się nam, że wiemy kim jesteśmy, a potem chuj bombki strzelił. I świąt, i choinki, i jutra nie będzie jakich byśmy sobie chcieli. Chyba lepiej nie wiedzieć i głupio żyć wśród ciemnej masy bez myślenia „o czymś więcej”.
Odpowiedz
To kto niby ma się w tej telewizji czy po gazetach tudzież portalach wydurniać? Rolnik, dentysta? Przecież nikt mądry tam nie pójdzie. To niech już będzie aktor, ksiądz, muzyk czy pisarz. Nie ma autorytetów, to przynajmniej z klasy próżniaczej się pośmiejmy…
Odpowiedz
Mam takie poczucie, że podobnie jak biel idealnie komponuje się na tle czerni (i odwrotnie) tak samozachwyt idealnie komponuje się na tle samopogardy (i odwrotnie). Dopiero stan nie spektakularnej szarości jest uwalniający i pozwala przenieść uwagę gdzie indziej.
Odpowiedz