tydzień z głowy (361)

Posted on 23 sierpnia 2015

Znowu

Zacząłem pracę nad nową powieścią. Trochę przypadkiem, a trochę z konieczności. Miałem dokończyć zbiorek opowiadań. Nie dokończę zbiorku opowiadań, bo nikogo nie obchodzą opowiadania, a ja nie umiem całych tych opowiadań opowiadać na czas. Opowiadania powinny powstawać naturalnie, podług widzimisię artysty (powieść takiemu widzimisię nie podlega). Odetchnąłem z ulgą: żadnych opowiadań póki co nie będzie.

To czas wielkich nerwów, lęku i fajności. Mam świadomość sukcesu ostatnich miesięcy, wiem też, co napisałem. A więc wiem również, że następna powieść musi być jeszcze lepsza od „Innej duszy”, albo nie będzie jej wcale. Jednocześnie mam nowe hasło na ten etap pracy twórczej: „Pracuj Łukasz na luzie, bez napinki”.

Mniej więcej wiem, o czym to będzie, mam bohatera, tytuł, lecz nie zakończenie. Mam też listę lektur, które muszę przyswoić przed napisaniem pierwszego zdania (jednego słowa właściwie, noszę je w pamięci, niech sobie tam grzechocze), a mój podziurawiony przygodami mózg kuli się niczym ślepy robak smagany pochodnią. Z drugiej strony, mówię sobie, nie jest tego znowu tak dużo.

Czasem zdarza mi się wpaść w zachwyt nad pomysłem, który wpadnie do mojej poparzonej głowy, najczęściej jednak trapię się, że nie dam rady. Temat wydaje mi się za trudny, do tego, swoim zwyczajem, skomplikowałem sobie sprawę paroma założeniami wewnętrznymi. Mam jednak świadomość, że siłą mojej prozy jest prostota. Książka ma być jak cios w kły. Ale prawidłowy cios, jak wiedzą bokserzy, stanowi efekt miesięcy morderczych treningów.

Pierwszy etap pracy nad książką jest, delikatnie rzecz ujmując, dziwny. Polega na czytaniu i notowaniu. Przynosi jakąś tam radochę: coś sobie wymyślę, coś ułożę, mam poczucie, że koncepcja ruszyła do przodu. Niekiedy czuję się przygnieciony rysującym się przede mną zadaniem. Wiem, że będzie tylko trudniej: im więcej będę wiedział, im lepiej się przygotuję, tym będę czuł się gorzej przygotowany. Do tego nie mogę nocą zasnąć, dręczony przez moje pieprznięte sumienie. Niby cały dzień pracowałem, a nie napisałem ani zdania mojej nowej książki.

Zamierzam pisać ręcznie. Pracowałem tak przy dość długim opowiadaniu „Czas cezarów” (niebawem w „Nowej Fantastyce”) i mam nadzieję wytrwać w tym dziwacznym zamierzeniu. Opracowałem już metodę sprawnego przenoszenia tekstu z papieru w plik. Praca z zeszytem jest inna. Gdy pracuję na komputerze, spoglądam w cały świat, z filmami, muzyką, informacjami ze świata i gołą babą. Kartka jest tylko kartką, niczym więcej. Płaszczyzną czekającą na przyjęcie słów. Oczywiście zakładam również, że książkę napiszę szybko, z biglem i bez zbędnych przestojów.

Praca niemrawo wre. Efekt – gotowa powieść – przyniesie rozczarowanie. Książka wyobrażona będzie zawsze piękniejsza od napisanej.