Tydzień z głowy (364)

Dawno temu

who-can-kill-a-child

Kiedy byłem mały żywiłem przekonanie, że piękne kobiety nie robią kupy. Ich uroda, moim zdaniem, musiała absorbować całe przyjmowane pożywienie. Z tego co wiem, taki pogląd nie jest niczym szczególnym w wypadku wczesnych nastolatków. Ale uważałem również, że piękne kobiety nigdy nie fałszują. W ich śpiew, moim zdaniem, nie mogła zakraść się jedna nietrafiona nuta.

Kiedy byłem mały dowiedziałem się, że dorosły mężczyzna a nawet mężniejących chłopak posiada narząd znany jako kutas. Kutas był długi, czerwonawy i miał odgrywać doniosłą rolę w czymś tak mglistym i nieokreślonym jak stosunek seksualny. Bardzo chciałem być dorosły i bardzo chciałem mieć kutasa. Czekałem więc aż mi wyrośnie, gdzieś obok poczciwego siusiaka. Siusiak nie mógł być kutasem, gdyż służył do czegoś zupełnie innego, mianowicie do sikania. Tej sprzeczności długo nie potrafiłem rozwiązać. Nie ja jeden błądziłem w niewiedzy. Kolega narysował kiedyś gołą babę z profilu, przydając jej sutki podobne do piłeczek, takie czarne kulki umiejscowione mniej więcej w połowie wysokości biustu.

Kiedy byłem mały uważałem, że zwierzęta porozumiewają się jak ludzie, tylko w swoim języku. Ćwierkanie, mruczenie, popiskiwanie i warczenie miało skrywać słowa połączone zasadami gramatyki, których po prostu nie mogłem zrozumieć, analogicznie do języków używanych przez obcokrajowców: Węgrów albo Chińczyków. Wiedzę o świecie czerpałem z bajek. Moim zdaniem, mały wilczek przychodził do mamy wilczycy, a ona pytała go w języku wilczym „jak tam było w szkole?”. Wilczek odpowiadał „a dobrze, mamo, bawiliśmy się w polowanie! Dopadliśmy nawet tę sarenkę, która mieszka z mamą przy rozlewisku. Strasznie fajnie się ją rozszarpywało, tylko ten okropny Rufus zabrał i zżarł najlepsze kawałki. Uważa, że mu wolno bo jest najsilniejszy”. A mama: „Nie martw się, kochanie. Dziś tatuś dopadł dzika Wesołego Ryjka i zostawił nogę dla ciebie”. Pamiętam też szok, kiedy otworzyłem książkę przyrodniczą poświęconą porozumiewaniu się zwierząt. Zrozumiałem, że ludzie są wyjątkowi i przez to samotni. Dalsze lata potwierdziły prawdziwość tego przemyślenia.

Kiedy byłem mały, wierzyłem, że wszyscy mnie lubią i pytałem każdego dorosłego, czy chciałby zostać moim wujkiem albo ciocią i bardzo się zdziwiłem gdy raz usłyszałem odpowiedź przeczącą. Siostra zakonna z przedszkola powiedziała, że Chrystus za mnie umarł i bardzo chciałem o tym zapomnieć. Siedziałem nawet i powtarzałem sobie „już nie pamiętam, już nie pamiętam”. Byłem zdrowym dzieckiem i za żadne skarby nie chciałem takiego ciężaru, słusznie dopatrując się w nim mściwego okrucieństwa. Chciałem spoglądać w gwiazdy i niezdarnie budowałem lunety, gdyż zamontowanie soczewki przerastało mnie równie bardzo co śmierć samego Boga. Później sądziłem, że King Diamond ma siedem oktaw a Nietzsche był esesmanem. Buntowałem się wcześnie, więc chciałem zapisać się do KPN. Kupiłem paczkę papierosów, ale zdołałem wypalić tylko jednego.