Tydzień z głowy (370)

Posted on 25 października 2015

Moje światełka

mushroom-cloud2-o

Rok temu znalazłem się w dość smutnej sytuacji. Coś dobiegło końca. Musiałem znaleźć sobie dach nad głową.

Nie umiem szukać mieszkań i nie znam się na tym. Zawsze wynajmowałem pierwsze mieszkanie, jakie wyrosło na mojej drodze. Po prostu przerażała mnie sama perspektywa poszukiwania.

Postanowiłem, że tym razem będzie inaczej. Wyskrobałem dwa dni. Znalazłem chyba osiem mieszkań i postanowiłem zobaczyć je wszystkie. Siódme okazało się tym właściwym i do ósmego pojechałem wyłącznie z obowiązku. Było elegancko urządzoną norką, dziuplą z wielkim, składanym łóżkiem i niezliczonymi światełkami punktowymi. Natychmiast poczułem się tam jak w domu. Odwołałem siódme mieszkanie i zamieszkałem w tym ósmym.

Minął rok od tego wydarzenia. Przez ten czas poskładałem się do kupy i przynajmniej próbuję żyć pełnią życia w każdym możliwym wymiarze. Z człowieka stacjonarnego stałem się człowiekiem jeżdżącym i lekko licząc, połowę każdego miesiąca spędzam poza domem. Tak jest. Nie ma co narzekać. Ale bardzo lubię wracać do swojej mokotowskiej samotni, do książek, do filmów, do gier, do muzyki. Chowam się przed światem, zbieram siły, żeby znów gdzieś wyruszyć.

W samotni nie ma górnego światła, jest za to wiele punktowych. Dwie lampki nad łóżkiem, sześć w pawlaczu, jedna na półce z książkami, do tego księżyc na ścianie i wiele innych. Polubiłem klimat, który tworzą, gdy zapada noc.

Najpierw zgasł księżyc. Potem jedno światełko w pawlaczu. Potem kolejne i tak to szło. Powoli, z miesiąca na miesiąc – jedno światełko mniej. Przypomniał mi się paradoks łysego. Gdy tracę jeden włos, to nie jestem łysy. Ile włosów musi wypaść, abym zasłużył na to miano? Nie wiem, ile światełek zgasło, nim znalazłem się w czarnej dupie. Po prostu, w chałupie zrobiło się tak ciemno, że nie mogłem czytać.

Gdybym miał lampę na suficie, gdyby w tej lampie przepaliła się żarówka, natychmiast bym ją wymienił i przepędził mrok. Ale ze światełkami było inaczej. Zaniedbałem je i wylądowałem w mroku. W mroku lądujemy właśnie za sprawą zaniedbania.

Chcę tylko napisać, że w końcu wymieniłem te światełka. Właściwie namówiłem kogoś, aby mi je wymienił, bo nie znam się na światłach punktowych. To nic wielkiego. Po prostu nie mieszkam już w ciemności i rozumiem, że ten fakt pozostaje niegodnym nawet wpisu blogowego. Ale księżyc znów zaczął świecić, ucieszyłem się i chcę się tą radością podzielić.

Napisałbym, że teraz chętniej będę wracał do domu, ale to nieprawda, bo ludzie tacy jak ja nie mają domów. Nigdy nie będę miał już domu. Pogodziłem się z tym. Ale przynajmniej nie wrócę do miejsca, w którym panuje ciemność.