Tydzień z głowy (446)
O metalach
Powiadają, że metale są braćmi. To oczywiście kłamstwo, bo braterstwo przebiega podług innych, tajemniczych ścieżek. Niekoniecznie są to ścieżki krwi, a pomysł, by ktoś, kto identyfikuje się z ciężką muzyką, stawał mi się od razu bratem, jest przecież idiotyczny.
Z racji mojej pracy nieustannie potrzebuję konsultacji. Poszukuję ekspertów w tak dziwacznych sprawach jak łowienie ryb z łódki, bycie bezdomnym albo wolontariuszem w obozie dla uchodźców, żeby wymienić tylko ostatnie przykłady. Lista podziękowań w najnowszej książce przypuszczalnie będzie dłuższa od niej samej.
Prośba o pomoc zawsze wygląda w ten sam sposób. Zamieszczam ogłoszenie na feju, ludzie się zgłaszają, czemu trochę się dziwię. Zawsze proponuję pieniądze, ale nikt nigdy ich nie przyjął. Przecież to zupełnie bezsensowne. Tracą czas, żeby pomóc wysoko funkcjonalnemu wykolejeńcowi w jego idiotycznym przedsięwzięciu.
I jakoś dziwnie się składa, że większość tych konsultantów ma skórzane kurtki, stosowne koszulki i ciężkie buty. Prócz entuzjazmu przynoszą również kompetencje i chęć podzielenia się wiedzą. W jakiś sposób mogę powiedzieć, że wszystkie moje książki zawdzięczam metalowcom.
Jest tylko jeden szkopuł. Pamiętam pewnego zacnego metalowca, który oprowadził mnie po Lublanie. Ponieważ nie szukałem niczego konkretnego, chciałem po prostu poczuć klimat miasta, zaczęliśmy zwiedzanie od knajpy. Miejsce dobre jak każde inne. Zabawę skończyliśmy, rozpijając whisky w rzymskich ruinach. Zamiast o książce, o zagadnieniach związanych z reaserchem rozmawialiśmy o metalu, no bo o czym innym?