Tydzień z głowy (445)

Posted on 3 kwietnia 2017

O oknie mojej babci

them

Gdy byłem mały, bardzo lubiłem odwiedzać moją babcię (jak chyba każde dziecko). Babcia mieszkała w kamienicy Herbewo, niedaleko Nowego Kleparza, przy alei Słowackiego w Krakowie. Nasze spotkania zaczynały się zawsze w ten sam sposób. Ojciec parkował samochód (najpierw malucha, a później skodę) na parkingu pomiędzy Prądnicką a Fortami Kleparz. W oknie czekała już moja babcia, cała uśmiechnięta. Machała do mnie, a ja wyrywałem się ku niej. Chciałem jak najszybciej pokonać dzielącą nas odległość i złościłem się na ospałe światła regulacji ruchu.

W latach dziewięćdziesiątych kamienicę przejął prywatny właściciel i przeniósł babcię nieopodal. Jej twarz zniknęła z okna i nie pojawiła się w nowym, a ja byłem dwudziestoletni, samolubny i przestałem jej wypatrywać. Może dlatego zniknęła z okna? W tym roku minęło jedenaście lat, odkąd babcia nie żyje. Była dobrym, cichym człowiekiem.

W mieszkaniu, które zajmowała, mieściła się bodaj kancelaria adwokacka. Zawsze gdy pojawiałem się w pobliżu Herbewa, miałem ochotę wejść tam i sobie pochodzić. Uważam, że miałem do tego prawo, i gdyby ktoś, ktokolwiek z tych radców, adwokatów spróbowałby mi przeszkodzić, mogłaby spotkać go z mojej strony wielka fizyczna nieprzyjemność. Nie żywiłem do tych ludzi żadnej urazy. Przecież to nie oni usunęli moją babcię. Mieli prawo pracować w dawnym mieszkaniu babci, tak jak ja miałem prawo tam wejść i pochodzić sobie, gdzie tylko chcę i tak długo, jak mi się podoba.

Niedawno zauważyłem, że zniknęły nawet okna kancelarii adwokackiej, zasłonięte gigantyczną reklamą samochodu. Pewno to kurewstwo wisi tam kawał czasu. Nie wiedziałem. Rzadko kiedy pojawiam się pod Herbewem.

Nie upominam się o sprawiedliwość względem mojej babci. Nie wdając się w szczegóły, właściciele Herbewa potraktowali Ją po ludzku. Zasłanianie krakowskiej kamienicy reklamą również niewiele mnie obchodzi. Nie przepadam bowiem za krakowskimi kamienicami. Podobne uczucia żywię względem krakowskich adwokatów.

Chodzi tylko o okno, które zniknęło. Mojej babci już w nim być nie może, taka kolej rzeczy. Mogłaby jednak pojawić się jakaś inna babcia, albo dziewczyna wyglądająca chłopaka, chłopak chłopaka wyglądający, ewentualnie nawet adwokat oczekujący klienta. Tymczasem nie ma nikogo, bo i okna nie ma. Nie wydarzył się żaden dramat, po prostu czegoś brakuje. Na parkingu, gdzie stawał mój ojciec, tłoczno od samochodów.