tydzień z głowy (455)
O liczbie mnogiej
Otrzymałem luźne zaproszenie do powstającego właśnie stowarzyszenia wspierającego pisarzy. Przeczytałem założenia towarzyszące tej inicjatywie i uznałem je za słuszne. Ludzi, którzy się tym zajmują, szanuję. Ale nie. Dziękuję, postoję. Zadowolę się, jak zwykle, wygodnym statusem kibica.
Uważam, że pisarze – zwłaszcza młodzi – potrzebują pomocy przy starcie. Wówczas nie popełnią błędów, które ja popełniłem. Mowa o negocjowaniu zaliczek i progów procentowych, o zachowaniu przy sobie praw zależnych, ogólnie rzecz biorąc, obsłudze prawnej delikwenta z książką w pliku.
Pisanie jest działalnością samotniczą. Niedawno sobie to uświadomiłem, porównując się z innymi. Zazwyczaj jest tak, że ludzie pracują wspólnie na rzecz określonego dzieła (może to być przejazd pociągu, wprowadzenie produktu na rynek albo edukacja dziecka). Tymczasem pisarz działa samotnie, choć zdarza się mu korzystać z pomocy innych. Praca nad książką zajmuje rok, dwa lata. Przez ten czas mieszkam w wymyślonym domu, sam pośród niewyraźnych ścian.
Ta samotniczość zmienia coś w mózgu. W moim na pewno zmieniła. Po prostu nie potrafię się stowarzyszać, nie funkcjonuję w żadnej grupie inaczej niż na prawach dziwadła. Koledzy, koleżanki po piórze raczej takiego dziwadła nie potrzebują. Ja coraz mniej chętnie dzielę się własną dziwacznością. A więc postoję z boku, choć życzliwie. W konsekwencji, deklaruję, że nigdy nie skorzystam z pomocy powstającej organizacji, nawet gdybym jej bardzo potrzebował.
Ale skoro trzeba, podzielę się radami dla młodych pisarzy. Są tylko trzy. Być może nie są też mądre, ale trudno – mam tylko takie.
Nietzsche słusznie pisze, że wszyscy twórcy są twardzi. Dopowiem mniej filozoficznie: jeśli masz wrażliwe serce, musisz mieć twardą dupę. Od tej zasady próżno szukać wyjątków.
Kiedy zaczynałem, cechowała mnie zbytnia skromność. Niemal przepraszałem wydawcę, że przynoszę mu książkę. Młodym doradzam wypracowaną pewność siebie albo przynajmniej pozór tej pewności. Zachowuj się, jakbyś napisał skończone arcydzieło, miks „Czarodziejskiej góry” „Ulissesa” i Szwejka. Choć to przecież nieprawda. Uznają Cię za gbura i chama, ale potraktują poważnie. Poza tym jeśli nie wierzysz w swoją książkę, dlaczego wydawca ma uwierzyć?
Nigdy nie przyjmuj pierwszej oferty. Czytaj umowy. Dokładnie. Zawsze.
To tyle.
Kibic, który wsparł radą dość znaczną grupę neurotyków
Odpowiedz
Nie przyszło ci do głowy, że zostałeś pisarzem dlatego, że lubisz robić pewne rzeczy w samotności? Pisanie fajnie usprawiedliwia to by zostawić człowieka w spokoju.
Odpowiedz
Kibic pomógł dość licznej grupie neurotyków
Odpowiedz