Tydzień z głowy (488)
O kolejkach
Słuchajcie, one wróciły. Po raz pierwszy od kilkunastu lat regularnie stoję w kolejkach.
Pamiętam je jeszcze z lat osiemdziesiątych, te monstrualne, wielogodzinne kolejki do pustych sklepów. Stałem w nich ze względu na system kartkowy, czy też sprzedaż reglamentowaną. Po prostu, sprzedawano jedną torbę cukru na głowę, nie więcej. No to stałem, mały i wściekły po rzeczy, które wydawały mi się kompletnie niepotrzebne. Na ścianie budynku w którym mieścił się sklep namalowano coś, co dziś uznano by za wyjątkowo paskudny mural. Ludek okładał ludka młotkiem po głowie, a jeden z tych ludków (nie wiem już który) krzyczał „woe, woe, woe!”. „Woe” da się przetłumaczyć jako biada, niedola, nieszczęście, czego wtedy nie wiedziałem, ale teraz już wiem.
Przypomina mi się jeszcze jak na wakacjach w Kuźni Raciborskiej rzucili arbuzy. Ówczesny status arbuza porównałbym do tego, którym cieszą się dziś single malty. Każdy by chciał, nie każdego stać, w mało którym sklepie można kupić. Więc szedłem sobie, jakoś dziesięcioletni i zobaczyłem, że w spożywczaku sprzedają te jebane arbuzy i ludzie za nimi stoją. Chciałem polecieć do mamy i powiedzieć jej o tym cudownym wydarzeniu (arbuzy, arbuzy, mamusiu są arbuzy) tylko, wytresowany staniem po cukier wiedziałem, że te cudowności wykupią mi nim obrócę, więc stanąłem w kolejce, obracając w kieszeni resztki kieszonkowego. Pieniędzy wystarczyło na trzy czwarte arbuza. Do całego brakło, połówka wydała mi się śmiesznie mała. Przecież każdy kawałek był wartością. Nie wiem czy zapakowali mi tego arbuza do jakiejś siatki, czy w szary papier, czy w ogóle nie zapakowali, co przecież jest nieważne, bo ten pokrojony, poszatkowany arbuz (bez jednej czwartej) całkowicie mi się rozpierdolił po drodze do domu. Upaskudziłem sobie porcięta, koszulinę, nogi i ramiona miałem całe w soku. Doniosłem resztki miąszu w zielonych półksiężycach. Powiedziałem mamie, że ma być ze mnie dumna, bo przecież zdobyłem arbuza. Powinna też oddać pieniądze.
Potem komuna się skończyła, kolejki wraz z nią (nie mówię oczywiście o kolejkach w przychodni). Pamiętam, że pojawiły się jeszcze na moment w Biedronkach, kiedy te ostro zaczęły wchodzić do Polski. Na każdym osiedlu stanął tani sklep i ludzie natychmiast tam przyszli. Wszystkim brakowało pieniędzy. Byłem aroganckim, agresywnym gnojkiem i stanie w kolejce uważałem za upokarzające. Brałem towary do koszyka, liczyłem ile kosztuje to wszystko, mijałem te dwadzieścia, trzydzieści osób w kolejce, kładłem pieniądze przed kasjerką, pokazywałem co mam w koszyku i wychodziłem odprowadzany przez okrzyk „proszę pana ja to musze skasować!”. Nikt mnie nie zatrzymywał. Przecież, na upartego, niczego nie ukradłem. Nie jestem dumny z takiego postępowania, pocieszam się jednak, że w tamtych czasach robiłem rzeczy o wiele gorsze. Na przykład rzucałem się z pięściami na ludzi po knajpach, bez żadnego powodu.
Teraz kolejki wróciły. Są w Biedrze, w Tesco, w Kauflandzie też. W tych sklepach akurat kupuję. Stoję wściekły, klikam w telefon i zabijam czas myśleniem. Kolejki w latach osiemdziesiątych wynikły z niedoboru towarów. Te piętnaście lat temu, w Biedrze – z biedy. Co spowodowało tę, w której stoję teraz?
Teraz można kupić stos arbuzów i zaśmiać się przewrotnemu Losowi w pomarszczoną twarz 😊
Odpowiedz
@(Co spowodowało)
Chciwość! Jakimś qtasom wyszło w excelu, że lepiej zarobią (w sensie 100 015 dolców zamiast 100 000) jak zatrudnią połowę mniej kasjerów na śmieciówkach a fiuty jak Ty albo ja postoją sobie w kolejkach (a jak im się nie podoba, niech idą tam, gdzie jest drożej, wolny rynek jest, nie?). A oni będą mieć na drugi prywatny odrzutowiec, to se dwoma polecą do Tajlandii na sześciolatki, bo jednym to biedota lata! Greed is good i smierć frajerom!
Odpowiedz
Nie jesteś dumny, ale się chwalisz, przyznaj się…
Odpowiedz
magiczne słowo „promocja”, które otumania nawet rozsądnych ludzi
Odpowiedz
Teraz są kolejki z dobrobytu. Bośmy na ten dobrobyt ciężko pracowali i teraz możemy zrobić jedne duże zakupy na dwa tygodnie ale nie ma podstaw żeby ten dobrobyt marnotrawić więc tanie jogurt z Biedry ale sztuk 30. Niech widzą że nas stać. I stoisz i czekasz aż pani Bożena skasuje te jogurty a ona jest na emeryturze i ma reumatyzm i wzrok już nie ten a tu jeszcze pełen koszyk innych gówien w promocji. Ciebie potrąca moher za tobą bo myśli że bliżej kasy czas szybciej biegnie. Paradoks czasu moherowego… Witamy w piekle.
Odpowiedz