tydzień z głowy (502)

Posted on 7 maja 2018

O dzieciach

children

Ludzie często pytają mnie, czy warto mieć dzieci. Otóż, kurwa, nie warto. Lepiej jest jeździć po świecie, palić cygara i wciągać kokainę. Ale to źle zadane pytanie. Dzieci to ludzie, a ludzie nie są po coś. Ja nie jestem po coś, moja mama nie jest po coś, nawet pani w sklepie nie jest po to by sprzedawać mi chleb,  dziewczyna, kumple nie są po coś, więc czemu do diabła dzieci miałyby być?

Złoszczą mnie argumenty praktyczne. Czasem ktoś bredzi, że dziecko mu na starość szklankę wody poda. Mówię: daj bachorowi żyć swoim życiem, a samemu wsadź łeb do kubła i się utop, durniu jeden.

Ale – jeśli facet ma dzieci, łatwiej mu będzie zostać mężczyzną. Nie mówię, że wszyscy ojcowie są mężczyznami, a bezdzietny facet nigdy nie sięgnie po ten rzadki status. Po prostu, ojcostwo ułatwia wyzwalanie się z niezgulstwa, tchórzostwa i kultury przyjemności. Jest tym, czym dla biegacza dobre buty.

Jako ojciec niesłuchanie spoważniałem, przy czym nie należy mylić powagi ze smutkiem. Myślę dużo o poważnych sprawach, na przykład o pieniądzach, o przyszłości, o wyborze szkoły, o przygotowaniu do dorosłości i znów o pieniądzach. Rozważam wzorce jakie mogę przekazać i te, których nie mogę także. Do tego, samo tłumaczenie natury rzecz, odpowiedzi na najprostsze pytania (Dlaczego świeci słońce? Czy jest życie na innych planetach? Czy Rzymianie mieli Internet?)  prowadzą do jasnych wniosków odnośnie świata i człowieka: jesteśmy krusi, nieistotni. Tak szybko znikamy.

Jednocześnie staję się bardziej chłopięcy, radosny, skory do zabawy. Bawię się z dzieckiem, uczestniczę w jego dziecinnym, opartym na zabawie świecie. Karczuję dawno zarośnięte ścieżki prowadzące do szczęścia – przypominam sobie co znaczy świeżość spojrzenia i dobra zabawa. To doświadczenie niosę dalej, w tę część świata bez dzieci. Lepiej się bawię na koncertach, w pracy, przy książce, konsoli i piwku z kolegami.

 

Może o to chodzi? Jestem bardziej. Bardziej mężczyzną i bardziej chłopcem.