Tydzień z głowy (504)

Posted on 21 maja 2018

O „Tracę ciepło”

IMG_3436

Trzymam w dłoniach trzecie wydanie „Tracę ciepło”, mojej pierwszej dużej powieści. Właściwie myślę o niej trochę, jak o debiucie. Upubliczniony „Horror show” był raczej nowelką. Zresztą, obie książki ukazały się ponad dekadę temu, obie w jakiś sposób zachowały aktualność.

Nie ma powrotu do takich książek, do takiego pisania. Droga którą przeszedłem od nich do miejsca, w którym teraz jestem była bardzo długa. Spoglądam wstecz i widzę jasno, że stała się nieprzebyta. Drogi w tę i tamtą stronę nigdy nie są takie same.

„Tracę ciepło” napisałem z nudów, kiedy pracowałem na budowie w Bostonie. Zasadniczy zrąb książki powstał w pół roku. Mieszkałem w kilku różnych miejscach, ale najwięcej czasu spędziłem w maleńkim pokoju na Dorchester Avenue 666 w Bostonie (tak, do prawdziwy adres, dysponuję zdjęciem). W pokoiku mieściło się łóżko, biureczko i szafa, gdzie spakowane w wiele warstw worków trzymałem swoje robotnicze, śmierdzące ciuchy.

Nie miałem żadnego z narzędzi, których używam dzisiaj: grafiki google, google street view, scrivenera, youtube. Dysponowałem jakimś pradawnym komputerem bez dostępu do sieci. Nie było na nim nawet worda czy podobnego programu. „Tracę ciepło” napisałem w notatniku.

Akcję powieści osadziłem na krakowskim Kazimierzu. Przenosi się ona potem w rejony plant, do podkrakowskiego Czułowa i w końcu do zmyślonej wsi. Byłem bardzo młody i pragnąłem pokazać jak wiele mam doskonałych pomysłów. Ale będąc za Atlantykiem nie mogłem pójść w żadne z opisywanych miejsc. Nie było żadnej biblioteki, gdzie mógłbym sprawdzić źródła. Przychodziłem z roboty, brałem prysznic, jadłem obiad i do nocy waliłem w klawiaturę. Nie miałem zbyt wielu kolegów, mało kto mnie lubił, więc zabijałem czas wymyślaniem prostej opowieści o duchach. Nie wiązałem z nią żadnych wielkich nadziei. Miał być to amerykański horror tylko po polsku, nic więcej.

Po trzynastu latach patrzę na tę książkę jak na dzieło kogoś obcego. Kartkowałem ją trochę, dziwiąc się jak wiele z opisanych tam rzeczy naprawdę mi się przydarzyło. Z kolei wszystkie fantastyczności – jeziora, Azrael jedzący dzieci, pan Puch i znikająca wioska – pojawiły się w sposób spontaniczny, podczas pisania. Po porostu wybuchały mi w głowie a ja płynnie włączałem je do książki. Stąd też chaos w „Tracę ciepło”, ale i źródło jej siły. Macie bezpośrednią transmisję ze snu młodego, wściekłego człowieka.

Dziś nie jestem już młody ani wściekły. Piszę z konspektem, ale nie o duchach. Napisałbym, że cieszę się z tego, jaki kiedyś byłem ale to nieprawda. Byłem bowiem bucem i to takim, który nie znalazł za Oceanem życzliwego sobie towarzystwa. Przynajmniej nie od razu. Ale gdybym okazał się życzliwszy, gdybym zdobył jakichś kumpli, to nie napisałbym żadnej książki a wy mielibyście ze mną spokój.