King’s speech
Czasem niewiele trzeba – wystarczą proste prawdy, że osoby ze świecznika są dość szczelnie izolowane od świata, a najciekawsze przyjaźnie powstają w poprzek podziałów. Profesor z robotnikiem. Policjant ze złodziejem. Król z logopedą. Jest to do zrobienia, przy czym każdy może pozostać sobą. Jako Polak umiem to zrozumieć. Oczekiwałem nie wiadomo czego, dostałem przyzwoity film. Colin Firth odwalił kawał znakomitej roboty, niemniej odbijam się od niego, podobnie jak w wypadku zeszłorocznego „Single man”, w którym występował. Świetny aktor, którego nie lubię. Moja wina, a nie Colina. Kino to kameralne, ciepłe, wzruszające, a gdyby nie barwne wiąchy fucków, ciskane przez poddawanego pedagogicznej presji monarchę, seans filmowy mógłby zgromadzić całą rodzinę. Myśl krzepiąca: człowiek dzielny, człowiek o historycznym znaczeniu może być w jakiś sposób miernym człowiekiem. Tak sobie myślę o tym filmie, o wszystkich jąkałach na mojej drodze i chyba powinienem coś wyznać. Podczas rozmowy, raz na czas, zacinam się trochę. Niewielu do dostrzega, jak już dostrzeże, pewno myśli, że zdarzył się wypadek podczas gadulstwa, nie mamy do czynienia ze stałą zasadą. A jednak tak. Moja drobna wada przeobraża się raptownie w towarzystwie jąkały kiedy to sam zaczynam się jąkać. Jąkała oczywiście myśli, że robię sobie z niego jaja, zaś mi jest głupio, potwornie głupio, czuję się jak ten król przed mikrofonem, oczekuję ciosu w mordę (z punktu widzenia sytuacji, zasłużonego) i umykam czym prędzej. W ten sposób świat ludzi jąkających pozostaje dla mnie zamknięty, a przecież dostałem tam zaproszenie. Swoją drogą, kto odpowiada za tłumaczenie tytułu? Polskie „Jak zostać królem?” pozostaje w więcej niż luźnym związku z treścią i ktoś tutaj, najwyraźniej, powinien się p… p… u… puknąć.
[ytorbit]OsxjM03ME7s[/ytorbit]